Z pamiętnika położnej…

Co sądzicie o takim cyklu wpisów? „Z pamiętnika położnej…” – to kilka słów z jednego dyżurów. Chciałabym byście spojrzały na pracę położnej z innej perspektywy, z perspektywy osoby, która codziennie pomaga w pojawieniu się na świecie nowego człowieka. Autorką poniższego tekstu jest Daria, która przygotowywała mnie do porodu. Osobiście oczarowała mnie swoją pasją do ciąży, porodu. Podziwiam ją i zawsze mile wspominam. Przeczytajcie jej wspomnienia, opowiedziane z pasją.

Potem napiszcie co sądzicie o takim cyklu.

 

Z pamiętnika położnej…

„Piątkowy dyżur…

Ledwo weszłam do dyżurki i już wiedziałam, że czeka nas pracowity dzień. Chaos, zamieszanie,
tłum lekarzy i położnych (skąd nagle ich się tyle wzięło?!). Zdążyłam tylko rzucić torbę na sofę,
zabrać długopisy i wio.. do roboty!

Dostałam Panią Kasię już w zaawansowanym I okresie porodu. Rodziła całą noc. Zmęczenie było
widać już na Jej twarzy. Niestety, po kolejnych 3 godzinach nie było postępu porodu.
Zadecydowano o wykonaniu cięcia cesarskiego. Mimo, że bardzo tego nie chciała, to wiedziała, że
to jest słuszna decyzja. Urodził się zdrowy synek. Była szczęśliwa, że wreszcie ma Go przy sobie.
Po opanowaniu całej dokumentacji, zadzwonił telefon (ok. 10.00 godziny)… Patologia Ciąży 🙂
Ahh… „Przyjdą trzy Panie po cewnikach Foley'a (jeden z nielicznych sposobów na
„przyspieszenie” porodu). Zaczęłyśmy przyjmować pacjentki. W tzw.”międzyczasie” zrobiliśmy
planowe cięcie cesarskie. Po zakończeniu wszystkich procedur, wypełnieniu dokumentacji, zajęłam
się Panią Martą, która znajdowała się na porodówce z wanną. Była ze swoim mężem. Bardzo
przyjemna para po szkole rodzenia. Pani Marta była w 41 tygodniu ciąży i od razu na starcie dostała
Oksytocynę (Maluch się nie śpieszył na świat i nie było żadnych oznak zbliżającego się porodu). Po
rozmowie z Państwem i podłączeniu KTG wróciłam na chwilę do dyżurki. Tak… wiedziałam kiedy
się pojawić:). Zadzwonił telefon… tym razem Izba Przyjęć: „Przyprowadzę Panią w I okresie
porodu z regularną czynnością skurczową, 5 cm.”. Jak miło takie rzeczy słyszeć.

Po 25 minutach przyszła Rodząca z IP (Izba Przyjęć). To była młoda dziewczyna, miała 17 lat.
Wzięłam najpierw Panią do pokoju badań. Uzupełniłam z Nią dokumentację i założyłam wenflon.
Pomimo skurczy potrafiła ze mną spokojnie rozmawiać i odpowiadać na wszystkie moje pytania.
Po ok. 30 minutach zaprowadziłam Ją na zieloną salę porodową w towarzystwie Jej Mamy.
Podłączyłam zapis KTG. Zostawiłam Je na razie same.

Powróciłam na moment do mojej pierwszej pary rodzącej. Niestety, pomimo regularnych skurczy,
skakania na piłce – nie było postępu. Puściłam Panią Martę pod prysznic. Naturalnie, mąż wszędzie
chodził za Nią. Jak i stojak z Oksytocyną – wierny towarzysz podczas porodu ;).
Wstąpiłam na zieloną porodówkę, by zobaczyć jak się miewa moją cicha rodząca. Zbadałam. Było
dobre 6 cm. Po chwili zostaję zapytana czy mógłby wejść ojciec dziecka. Odpowiadam:
„Naturalnie, jeżeli się Państwo wymienią”. Mama wyszła. Skorzystałam z okazji i puściłam rodzącą
pod prysznic (potrzebowała tego.. skurcze robiły się coraz bardziej silniejsze). Towarzyszył jej
przez moment Partner. Gdy po 15 minutach wróciłam, poprosiła o zamianę (wolała już aby jej
mama przyszła :)).

U mojej pary na porodówce z wanną dalej nic… Dostała lek przeciwbólowy – zobaczymy.
Na zielonej coraz częstsze i silniejsze skurcze. Jednakże, ani jednego słowa dziewczyn nie
wypowiedziała. Ani razu nie poprosiła o cięcie cesarskie… Na prawdę pięknie rodziła.
Po chwili odzywa się jej mama: „Ja przy takich skurczach już dawno urodziłam.”. Zagotowało się
we mnie. Odpowiedziałam, że wspaniale Pani córka rodzi i nie powinna tak Pani mówić.
Obiecałam sobie także, że jeżeli jeszcze raz coś podobnego z jej ust padnie, to z czystym
sumieniem ją wyproszę. Na szczęście podobny incydent nie miał zdarzenia. Podałam lek
przeciwbólowy, by choć na trochę uśmierzyć Jej ból. Szybko zadziałał. Po ok. 30min było 10cm
rozwarcia. Na chwilę zmotywowałam Rodzącą by opuściła łóżko, pochodziła trochę… Nie było
łatwo, ale dała się namówić. Pomiędzy skurczami delikatnie się uśmiechała, kołysała biodrami a ja
powoli szykowałam się do porodu. Gdy usiadła na łóżku, zaczęła ze mną wspaniale
współpracować. Słuchała mnie i robiła dokładnie to o co ją prosiłam. Nawet mama ją wspierała. Po
kilkudziesięciu minutach na świecie pojawiła się malutka kruszynka. Gdy podałam świeżo
upieczonej matce dziecko, powiedziała słowa, które na zawsze zapamiętam. Mocno przytuliła i
szepnęła: „Kocham Cię”.

Wróciłam na dobre już do mojej pary, która znajdowała się na porodówce z wanną. Ból bardzo Jej
doskwierał. Odłączyłam zapis KTG. Zbadałam – wielkich zmian nie było. Kobieta, już pragnęła
zakończyć poród… Porozmawiałam z Nią pomiędzy skurczami (miała je naprawdę często).
Doszłyśmy do porozumienia: krótki prysznic, lek przeciwbólowy, lek rozkurczający. Jeżeli będzie

postęp, minimum 5 cm, to obiecałam że wpuszczę Ją do wanny.
Minęła godzina. Pani Marta była już po prysznicu i wszystkich możliwych lekach, które mogłyby w
jakiś sposób pomóc. Zbadałam – ku mojemu zaskoczeniu, było 6 cm. Zaczęłam napuszczać wodę
do wanny. Moją Rodzącą zmotywowała ta wizja. Mąż – zachwycony. Wiadomo ;).
Nie minęło 5 min i słyszę jak Pani Marta zaczyna popierać. Dlatego też zbadałam Ją ponownie:
„Pani Marto, rodzimy! Niedługo będzie Maleństwo z Wami”. Tak, było już 10cm… Jednak
zmęczenie zaczynało brać górą, ból także. Chciałam jeszcze by do wanny weszła, ale woda za
długo się napełniała. Z krzesełka porodowego już też nie miała siły skorzystać. Doszłyśmy jednak
do kompromisu: kilka skurczy na boku. Spowodowało to, że po 10 minutach śmiało mogłam
powiedzieć: „Widać już włoski! Cudownie.”. Mąż dzielnie dopingował, stał koło Niej i ją wspierał.
Po 17.30 urodził się mały mężczyzna. I kolejny niezapomniany widok, który doprowadził mnie i
Panią Doktor do łez. Dałam dziecko mamie. Tak bardzo płakała ze wzruszenia, że nie mogła
oddechu nabrać. Mówiła: „Jesteś już z nami! To niesamowite!”, „Nie potrafię w to uwierzyć”,
„Udało się nam!”. Spojrzała się na Męża. Ja także. Płakał… Nie wstydził się tego. Jedne słowa jakie
mogłam wtedy wypowiedzieć to: „Proszę już przestać, bo ja zaraz wybuchnę płaczem”.

 

 

A poniżej kilka ujęć z ostatniej sesji noworodkowej cudownego małżeństwa, kochającego muzykę. Podczas sesji, by Maleństwo uspokoić i ululać tata grał na gitarze i śpiewaliśmy razem z nim. Najwspanialszym utworem tego dnia była – Tolerancja” Stanisława Soyki, posłuchajcie koniecznie – „Tolerancja”

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

 

sesja noworodkowa Szczecin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

+ 76 = 77